Archiwum często służy za pewien model reprezentujący mechanizmy społeczne. Staje się synonimem pamięci, władzy, argumentem w dyskusji o statusie historii i kreowanych obrazów przeszłości. W praktyce nie jest ono czymś co można czytać tak jak powieść, od pierwszej do ostatniej strony. Jawi się nam jako nieskończony zasób. Składa się ledwie ze stron w zwyczajnym sensie tego słowa a bardziej z różnych form wizualnych: tablic, zdjęć, dokumentów, plansz, obrazów, zamaskowanych narracji. Spoglądamy na nie w konkretnym celu lub swobodnie wertujemy pozwalając by nasze pragnienie poznania dryfowało. Dotarłszy na sam dół listy, znajdujemy się ponownie na jej szczycie w (nowych) danych do zbadania. W tym sensie archiwum nigdy nie ma formy, która byłaby ostateczna.
Zazwyczaj czynimy z niego użytek, który łączy w sobie dwa z pozoru odmienne gesty. Otwieramy je zrazu po to, by poszukać w nim jakiejś konkretnej informacji. Po jej odnalezieniu przeglądamy dalej. Zamykamy zawarty w nim zbiór dopiero po dłuższym błądzeniu niczym po labiryncie. W oczekiwaniu na następny raz, równie bezużyteczny lub owocny. Dzięki przywołaniu tego dwojakiego sposobu używania, archiwum z pozoru demokratyczne, może się okazać „przedmiotem” niejako „dwulicowym”, niebezpiecznym a nawet złudnie odwracającym porządek w relacjach politycznych i tożsamościowych.
Podjęcie tematu archiwum przez artystki i artystów z Polski i Berlina nie tylko w znaczeniu wizualnej formy wiedzy czy też uczonej formy widzenia, ale także wytwarzanych w jego ramach sposobów komunikacji, sprowadza się do prześledzenia zakłóceń, jakie odnajdujemy we wspólnotowej przestrzeni naszych doświadczeń. Zestawione z sobą strategie artystyczne ukazują więc archiwum jako żywe medium i „ruchome” miejsce, podkreślając tak jego fizyczne istnienie, a także przestrzenną konstrukcję ucieleśniającą porządek, nie odbierając mu przy tym charakteru fantazmatycznego. W ten sposób ujawniając możliwości podporządkowania historycznie narosłego i systematycznego wymiaru aktualnym pytaniom i wątpliwościom.•
Archiwum często służy za pewien model reprezentujący mechanizmy społeczne. Staje się synonimem pamięci, władzy, argumentem w dyskusji o statusie historii i kreowanych obrazów przeszłości. W praktyce nie jest ono czymś co można czytać tak jak powieść, od pierwszej do ostatniej strony. Jawi się nam jako nieskończony zasób. Składa się ledwie ze stron w zwyczajnym sensie tego słowa a bardziej z różnych form wizualnych: tablic, zdjęć, dokumentów, plansz, obrazów, zamaskowanych narracji. Spoglądamy na nie w konkretnym celu lub swobodnie wertujemy pozwalając by nasze pragnienie poznania dryfowało. Dotarłszy na sam dół listy, znajdujemy się ponownie na jej szczycie w (nowych) danych do zbadania. W tym sensie archiwum nigdy nie ma formy, która byłaby ostateczna.
Zazwyczaj czynimy z niego użytek, który łączy w sobie dwa z pozoru odmienne gesty. Otwieramy je zrazu po to, by poszukać w nim jakiejś konkretnej informacji. Po jej odnalezieniu przeglądamy dalej. Zamykamy zawarty w nim zbiór dopiero po dłuższym błądzeniu niczym po labiryncie. W oczekiwaniu na następny raz, równie bezużyteczny lub owocny. Dzięki przywołaniu tego dwojakiego sposobu używania, archiwum z pozoru demokratyczne, może się okazać „przedmiotem” niejako „dwulicowym”, niebezpiecznym a nawet złudnie odwracającym porządek w relacjach politycznych i tożsamościowych.
Podjęcie tematu archiwum przez artystki i artystów z Polski i Berlina nie tylko w znaczeniu wizualnej formy wiedzy czy też uczonej formy widzenia, ale także wytwarzanych w jego ramach sposobów komunikacji, sprowadza się do prześledzenia zakłóceń, jakie odnajdujemy we wspólnotowej przestrzeni naszych doświadczeń. Zestawione z sobą strategie artystyczne ukazują więc archiwum jako żywe medium i „ruchome” miejsce, podkreślając tak jego fizyczne istnienie, a także przestrzenną konstrukcję ucieleśniającą porządek, nie odbierając mu przy tym charakteru fantazmatycznego. W ten sposób ujawniając możliwości podporządkowania historycznie narosłego i systematycznego wymiaru aktualnym pytaniom i wątpliwościom.•